Przyjaźń
6 sierpnia 2019
4 października 2019

Czy to przesilenie jesienne, czy to retrogacja czegoś tam gdzieś w kosmosie, czy to czas mój tu na Ziemi.. dziś spotyka mnie to, czego bym się po sobie zupełnie nie spodziewała. Nie mogę płakać.

Parę tygodni temu miałam sen. Siedziałam na podwórzu mojego domu rodzinnego, to było spotkanie dla pamięci po mojej mamie, ludzie siedzący jak w dalekowschodniej świątyni, a wśród baciuszka z naszej wsi. Siedzący tak samo jak wszyscy, trzymający na swoich kolanach ikonę. Zapraszał tych, którzy chcieliby poprosić o otwarcie nowego dobrego rozdziału w życiu. Nabrałam odwagi, aby podejść do niego i pochyliwszy się oparłam czoło o ikonę, którą trzymał. Usłyszałam, jak mówi „płacz, płacz..”. I pomyślałam, że intencja przyjęcia „nowego” w sercu głęboka, to wypłakać nic nie mogę, bo już w swoim życiu wypłakałam wszystkie łzy.

Płakałam przez dużą część mojego dzieciństwa, płakałam w życiu wiele, mocno, głęboko. Nad sobą, nad stratami, nad ukochanymi. Pisałam wiersze ocierając nimi łzy, doświadczałam samotności we Wszechświecie, która, jak to wszyscy oświeceni mówią, jest iluzją, i nawet się z tym zgadzam, ale tak realną, że można wyłkać żołądek, gdy siada na ciele. A dziś… dziś nic. Pod powierzchnią moich oczu coś się dzieje, moje serce rozpusczone jak gorąca czekolada, a oczy suche. Mogłabym się nastroić na te łzy, ale dziś zastosowałam unik. Wsunęłam się pod kołdrę, zamknęłam oczy i postanowiłam przespać ten stan.

I płakałam we śnie. Mocno, głęboko, rzewnie..

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EN