Kiedy wyobrażam sobie ten moment, luksusowy bądź co bądź, że leżę na łożu śmierci (luksusowy, czyli że nie umieram gdzieś szybko w nieprzewidzianych okolicznościach albo „przypadkowo”) to przenosząc się tam, pojawia się refleksja nad życiem, które minęło. Czy pochylam się nad tym, co zrobiłam, czy nad tym, czego nie zrobiłam?
Jeśli powiedziałam komuś, że go kocham, i zostałam odrzucona, to może mi smutno, ale w tym smutku nie ma żalu za straconą szansą. Gorzej, jeśli z lęku przed odrzucieniem nie wyraziłam swoich uczuć. I nie mogę już spawdzić, co by było, gdyby. Takie historie żyją latami, i stają przed oczami (jak mi się zdaje) tuż przed przejściem na drugą stronę tęczowego mostu. Więc gdy patrzę na siebie z tamtego momentu, na siebie teraz, chcę krzyknąć – obudź się. Jeśli się na coś nie zgadzasz, powiedz to. Jeśli kogoś kochasz, powiedz mu to. Może zostaniesz odrzucona, a może nie. Tego nie wiadomo. Ale pytanie – co by było, gdyby..? – och, to pytanie może owinąć smutkiem i tęsknotą, a po co?
Zdjąć zbroję i pokazać się nago. Bez ochrony, bez oręża, bez maski. Wystawić pierś na cios albo ciepły dotyk. Albo na milion innych doświadczeń. Bo czy w zbroi, czy bez, boli tak samo, może można udawać, że mniej, tylko w środku wiem jak jest naprawdę..
A niektóre motyle żyją tylko dwa tygonie..